Barania Góra – szczyt o wysokości 1220 m w południowo-wschodniej części Beskidu Śląskiego, drugi (po Skrzycznem) pod względem wysokości szczyt tego pasma. Jest najwyższym szczytem polskiej części Śląska Cieszyńskiego i polskiego Górnego Śląska. Góra o szczególnej magii. Dziwne rzeczy się tu działy a miejscowi o tych dziwach do teraz rozpowiadają.
Mieliśmy już raz gorące pragnienie zmierzyć się z tą górą w sportowym wymiarze i w maju 2018 wybraliśmy się na wspaniałą biegową przygodę, startując z Przełęczy Salmopolskiej. Już wtedy wiedzieliśmy o tym, że na jesień odbędzie się tu biegowa impreza BARAN TRAIL RACE. Wrażenia jakie przyniosła nam Brania Góra były zachwycające. Tym samym nasz udział w Baran Trail Race był przesądzony.
Byliśmy bardzo ciekawi drugiej edycji tego biegu, bo poznając już nieco bliżej osobę organizatora biegu, Michała Loskę i jego pełne pasji podejście do górskiego biegania, wiedzieliśmy, że na starcie w Węgierskiej Górce czeka nas sportowe wyzwanie. Zdecydowaliśmy się na udział w Baran Trail Race na dystansie Classic 25 km.
Wybór ostrożny a jednocześnie znając już nieco bliżej masyw Baraniej góry oczekiwaliśmy sporego, jednolitego przewyższenia, które na pewno da się odczuć w nogach.
Jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, że na starcie pojawimy się nieco sfatygowani po wspinaczkowym wejściu z synem na Łomnicę w Słowackich Tatrach, gdzie mieliśmy do pokonania 1700 metrów różnicy poziomu. Gdy wieczorem, w Węgierskiej Górce po odebraniu pakietu startowego, człapaliśmy uzupełnić kalorie w pobliskiej pizzerii, pojawiła się wątpliwość odnośnie stanu naszej kondycji na jutrzejszy start.
W przekonaniu, że ruch jest lepszy niż bezruch pojawiliśmy się nazajutrz w miejscu startu trochę wcześniej, by mieć okazję na solidną rozgrzewkę.
Rozgrzewka pozwoliła nam myśleć pozytywnie o naszym losie na tym biegu 🙂 niemniej byłoby absolutną nieprawdą jakobyśmy stanęli w top formie na linii startu. Uśmiech nie boli, więc cyk i jest fotka.

Zaczyna się odliczanie i… Baran Trail Race Classic 25 rusza z kopyta, my potruchtamy w tym samym kierunku 🙂
Atmosfera startu była fajna, jedynie dron latający nad głowami uczestników irytował na maxa. Pilot najwyraźniej ignorował podstawową zasadę nielatania nad ludźmi, refresh z wiedzy o pilotowaniu drona pilnie polecany. Ze startu najprzyjemniej wspominamy moment wbiegnięcia na most nad rzeką Sołą, który pod tętnieniem setek stóp został poddany próbie wytrzymałościowej i uginał się miarowo.
Dalej już nie było tak wesoło 🙂 ale i tak mieliśmy szczęście w przeciwieństwie do oddziałów biegaczy startujących na BTR Ultra 60 km, którzy startując przed nami zmagali się w strugach deszczu z dystansem. My załapaliśmy się na mgliście wilgotną aurę i powoli pieliśmy się ku górze mając okazję poznać jak się mieszka w Beskidzie.
Dobrze, że trasa jest dobrze oznaczona, mgła skutecznie utrudnia orientację.
Im bliżej szczytu, tym bardziej zaczyna się tworzyć bajkowa atmosfera, chmury się rozrywają i pojawia się ostrożnie raz po raz nieśmiały promyk słońca. To jest właśnie ta magia Baraniej Góry, czuje się dreszczyk emocji-to chyba bliskość szczytu wyzwala te emocje.
RELACJA WOJTKA: Trzymając własne tempo rozdzielamy się, Iza pozostaje w tyle ale umawiamy się na szczycie.
Na szczyt wbiegam pierwszy przed Izą ale naprawdę nie czekam długo i pojawia się również Iza. Czyli nie biegła tak wolna jak sądziłem. Gratuluję.
RELACJA IZY: Banan. Żel. Fota. Drugi banan i łyk wody. Trzeba gnać teraz w dół.
Pojawia się słońce, widoki dookoła – aż żal opuścić wierzchołek. Jeszcze jedna fota.
Ten odcinek jest po prostu euforyczny. Biegnie się jakby skrzydła wyrosły u ramion. Pojawia się niczym niezmącony „flow”. Uczucie, które w połączeniu z krajobrazem powoduje, że ten bieg zaczyna wdrążać się w pamięć już na stałe. Jest tak dobrze, że nawet nie chce się robić zdjęć. Jest tylko tu i teraz.
Trasa robi się stroma i wymagająca. Czeka nas jeszcze forsowne podejście i właśnie te zmiany rytmu i intensywności biegu powodują, że jest to naprawdę świetny szlak do biegów górskich. Organizatorowi udało się przez Baran Trail Race Classic 25 km stworzyć mały, ale ultra ciekawy dystans. Na starcie pojawili się dlatego mocni zawodnicy jak np. Bartosz Gorczyca, który przemknął tą trasę w rewelacyjnym tempie 1h 58min 06sek. Dla mnie to kosmos, ale na całe szczęście nie wiedziałam jeszcze o tym będąc zajętą przesuwaniem kończyn po gruncie. Sądząc jednak po czasie jego biegu, Bartek tego gruntu chyba wcale nie dotykał, tylko przeleciał ze świstem między krzakami i konarami świerków.
We wiosce gadali, że Gorczyca duszę zaprzedał i na miotle latał.
Ja tam miotły ukrytej na szlaku nie znalazłam i tym gadkom wiary nie daję… ale kto wie. Wszak to Góra Magiczna. Ja coś z tego poczułem przez moment. Wojtek twierdzi, że to po batonie energetycznym tak się odlatuje. Realista…
WOJTEK: Nie da się ukryć, że Łomnica nie pozwoliła nam stanąć u szczytu formy na starcie tego biegu. Zbiegi z Baraniej Góry okupione są narastającym bólem kolan. Trzeba zrzucić z przerzutki i potruchtać delikatniej. Jedynie podchodzenie sprawia mi radość, w tej dyscyplinie czuję się dobrze i tutaj udaje mi się przyśpieszać, gdzie inni zawodnicy zwalniają. To lubię! No cóż. Chwila radości trwa do kolejnego zbiegu, mnie kolana bolą, więc przyśpiesza ekipa za mną 🙂 postanawiam skrócić mękę przez szybsze przebieranie kończynami. Ja też się w końcu rozkręcam i… Udaje się!
Pojawia się utwardzona nawierzchnia a potem asfalt. Dookoła gęsty bór pozwala przypomnieć, że kiedyś Barania Góra cała porośnięta była takim mrocznym lasem. Taką ją zapamiętałem z dzieciństwa. Widoki ze szczytu są teraz jednak o wiele ciekawsze. No i na miotle łatwiej teraz polatać. Zanurzony w takich przemyśleniach wlatuję nieoczekiwanie na metę. E… eee… wbiegam na metę 🙂
Odnajduję wodopój. Jest piwo. Jest dobrze. Jestem wypruty, jedno jest pewne. Nigdy nie stanę do biegu bez pełnego resetu. Zastanawiam się gdzie jest teraz Izka i jak się czuje. Jej szybkie pojawienie się na szczycie Baraniej było dla mnie zaskoczeniem ale też sygnałem, że jest w lepszej kondycji niż sama przypuszczała. Mając jednak na uwadze ostry zbieg i potem podejście, byłem pełen obaw czy ukończy bieg.
Z ulgą przyjąłem jej pojawienie się na mecie 🙂
IZA: Dałam z siebie więcej niż sądziłam, że posiadam 🙂 Cudowne uczucie, jakie towarzyszyło mi podczas tego biegu nie da się ująć słowami. Może je kiedyś znajdę i opiszę szerzej, jak to jest pokonać własne słabości. Reasumując: Wrócimy za rok. Wyspani i silniejsi. I wymieciemy co trzeba. Z miotłą czy bez.
BTR Classic 25 km
Informacje
Dystans:
25,1 km
Stopień trudności:
Średni
Przewyższenie:
798 m
Suma podejść:
1 290 m
Suma zejść:
1 284 m
Punkty kontrolne i odżywcze
6,2 km – punkt odżywczy
woda / owoce
12 km
szczyt Baraniej Góry
17 km – punkt odżywczy
woda / owoce / izotonik
25 km – meta
ciepły posiłek / woda / piwko