Jak w weekend nie zanudzić się z dzieckiem w Dortmundzie?
Nasz mały Challenge Boy Alex wyruszył na naprawdę odlotową podróż – po raz pierwszy w życiu miał okazję przelecieć się samolotem. Naszym celem stał się Dortmund – w zachodnich Niemczech. Procedury samolotowe, rozpędzanie się maszyny na pasie startowym, moment wznoszenia się samolotu robiły wrażenie na Alexie chyba jedynie na początku. Gdy Alex rozkminił już tajniki samolotowego siedzenia, wszystkie przyciski, sposób zapinania pasów, rozkładania i składania tacy, wyglądanie przez okienko i spoglądanie na chmury stało się dla niego zwykłą formalnością. Gdy zdał sobie sprawę, że wizzair w swojej ofercie sprzedażowej na pokładzie posiada pringelsy cebulowe, dalsza podróż przebiegała nam w spokojnych dźwiękach chrupania i wyglądania za okno.
To my rodzice byliśmy bardziej chyba zaciekawieni, jak zareaguje nasz mały podróżnik, którego samolot w nierealnie krótkim czasie 1h i 20 min przetransportuje prawie 1000 km dalej.
Dortmund, w przeciwieństwie do zimnych Katowic, powitał nas ciepłem, słoneczną i piękną pogodą. Wyrwani z kulturowo jednolitej Polski już w środkach komunikacji miejskiej oczekiwała nas europejska egzotyka: piękna Murzynka siedząca naprzeciwko nas. Widziałam, jak z uśmiechem przyglądała się mojemu błekitnookiemu Alexowi. Tramwaj U47 zawiózł nas do centrum miasta, wysiedliśmy na przystanku Stadgarten Theater.
Pierwsze wrażenie nie było zbyt pozytywne: śmierdzący peron kolejki miejskiej, jakieś umazane ściany, ascetyczny wygląd parków, budowli. I ta rozległa miejska przestrzeń … Duże odległości między budynkami, kwadratowe budynki pozbawione finezji… no dobrze-nie wszystkie 🙂
Ale wyrwana z Polski po paru minutach już widziałam, czego mi brakuje: wszechobecnych w Polsce billboardów! Wiemy, że reklamy wszelkiej maści w naszym kraju piętrzą się wszędzie: na blokach, w ogródkach, na domach, przy wejściu do klatek schodowych. Wszędzie!
Moje oczy i mózg, które nie musiały podświadomie czytać tych wszystkich informacji odpoczywały, relaksowały się. I przez to brakowało im tych wszystkich bodźców wizualnych, sprawiając złudzenie nudy.
Alex zobaczywszy drzewa w parku na przystanku Stadtgarten od razu postanowił się na nich powspinać. Nie było nigdzie tabliczki: Klettern verboten! 😉
Infrakstruktura miejska dla dzieci
Miasto nastawione jest na propagowanie aktywnej formy spędzania wolnego czasu przez dzieci. Największym zainteresowaniem Alexa cieszyły się wielkie huśtawki, a dreszczyku emocji dodawały starsze dzieci, które rozhuśtane sprawiały wrażenie, że zaraz wykonają na nich obrót 360 stopni.
Inne ciekawe miejsca dla dzieci to kolorowe ścianki wspinaczkowe będące jednocześnie formą sztuki nowoczesnej. Każdy, kto posiada dzieci, wie, że walka z grawitacją to jedna z najbardziej ulubionych dziecięcych aktywności.
Polowanie na skrzydlate nosorożce
Symbolem Dortmundu całkiem przypadkowo stały się wielkie afrykańskie zwierzęta – nosorożce ze skrzydłami. Pierwszy skrzydlaty nosorożec stanął na dortmundzkiej ziemi w 2000 r z okazji otwarcia filharmonii Konzerthaus Dortmund. Swoją obecność w logo filharmonii zawdzięcza doskonałemu słuchowi, natomiast skrzydła to nawiązanie do Pegaza – skrzydlatego konia z mitologii greckiej, odpowiedzialnego za natchnienie, inspirację. Najwięcej uskrzydlonych nosorożcy znajdowało się w Dortmundzie w okresie mistrzostw świata w piłce nożnej, które odbywały się w Niemczech w 2006 roku. Zostały wtedy pomalowane w kolory flag drużyn narodowych z całego świata. To naprawdę zaskakujące przeciwieństwo: z jednej strony wielkie, masywne, na pierwszy rzut oka mało sympatyczne zwierzę, z drugiej strony skrzydła – symbol lekkości.
Obecnie wszystkie nosorożce zostały niejako zaadoptowane przez różne firmy, które dbają o nie i mają dzięki temu prawo umieszczać na nich swoje reklamy. Wraz z postępem cywilizacji marketingowej skrzydlate nosorożce stały się bardzo wartościową miejską przestrzenią reklamową, niczym polski billboard na ścianie kamienicy. Spacerując po Dortmundzie, odnosi się wrażenie, że ich obecność jest całkowicie przypadkowa. Jakby właśnie przyleciały i przycupnęły na chwilę, niczym … motyl a to w parku, a to przed budynkiem czy przy fontannie na głównym placu miejskim.
W mieście jest ich ponad setka. My upolowaliśmy blisko 20 sztuk. Co się stało z resztą? Odfrunęły? 😉 Czy trzeba dalej szukać?
Dla Alexa najlepszą zabawą było swoiste polowanie na te stwory. Zwiedziliśmy nawet budynek ratusza w poszukiwaniu kolejnych. Nagrodą za cenne znalezisko było za każdym razem wskoczenie na dziwne zwierzę, co wcale nie było takim łatwym zadaniem i wymagało wypracowania techniki w stylu: podciągająco-unosząco-stękająco-wskakującym wspartym na skrzydłach od strony łba. Inni nazywają to wspinaczką. Śliska „skóra” zwierzęcia nie ułatwiała mu zadania. Mówiąc językiem wspinaczkowym i jakkolwiek to brzmi: złoił wszystkie napotkane nosorożce. A czarny nosorożec przyozdobiony w nuty i klucze wiolinowe był ulubieńcem Alexa.
Integracja multi-kulti
Żyjemy w trudnych czasach dla tolerancji, tej kulturowej przede wszystkim. Świat dziecka nie dostrzega barier, nie analizuje, czy kolega czy koleżanka z placu zabaw ma ciemniejszy niż jego własny kolor skóry, lub czy jego oczy są mniej okrągłe od moich. Pochodzimy z monokulturowego miasta w Polsce, wszystkie dzieci w przedszkolu wyglądają podobnie, mówią w tym samym języku. Wyjazd zagranicę i zetknięcie się z dziećmi z innego obszaru kulturowego i językowego przede wszystkim nie onieśmieliło Alexa. Wdrapywanie się na skrzydlate nosorożce lub zabawa wokół zmyślnie skonstruowanej fontanny stały się doskonałym miejscem integracji z innymi dziećmi. Dzieci pomimo wszystko potrafią rozumieć się bez słów bądź na migi. Świat dziecka niezbrukany polityką, religią patrzy z ufnością i otwartością na drugiego człowieka. Piękny jest świat dzieci.
Dortmund kulinarnie
ŚNIADANIE – brunch
Polecamy restaurację Alex w centrum Dortmundu na Ostenhellweg, która w dni robocze w godzinach 8 – 12 oferuje śniadanie – brunch w formie bogatego bufetu dla osoby dorosłej w cenie 8,90 euro, a dla dzieci powyżej 6 roku życia 4,90 euro. Jedyny dla mnie minus to brak kawy lub herbaty w tej cenie, które jeśli klient ma ochotę musi sobie dokupić. Cena za śniadanie/brunch obejmuje jedynie soczek podany w kieliszku od szampana. Warto podkreślić, że spożywanie posiłku odbywa się również na tarasie z widokiem na kościół.
Flammkuchen – czyli podpłomyk po alzacku lub westfalsku, który na pierwszy rzut oka przypomina pizzę. Swoją nazwę bierze od przypalonych w ogniu w trakcie pieczenia brzegów. Tradycyjne Flammkuchen to cienki placek posmarowany creme fraiche, na to pokrojona w półksiężyce cebula oraz boczek. Całość zapieka się w piekarniku ok 15 min w wysokiej temp. 250 st. Po wyjęciu podpłomyk podaje się np. na drewnianej desce i posypuje drobno posiekanym świeżym szczypiorkiem. Voilà!
Creme fraiche, nie do kupienia w Polsce, w łatwy sposób można samemu przygotować w domu: śmietankę 30% 250 ml wlać do słoika, do tego dodać 3 łyżki maślanki, wymieszać, słoik zakręcić i odstawić w ciepłe miejsce na ok. 48 h.
Spargelzeit
Będąc w Dortmundzie trafiliśmy na sezon szparagowy w tym kraju. W stylowej restauracji Zum Alten Markt w centrum Dortmundu http://altermarkt-dortmund.de/ zaserwowano nam danie w postaci grillowanego steku z młodymi ziemniaczkami w mundurkach oraz ugotowane na słodko szparagi. Po raz pierwszy miałam okazję je testować, pomimo tego, że od kilku lat zyskują również na popularności w Polsce.
Alexander-znany ze swojego czasem ekscentrycznego kulinarnego gustu, tym razem nabrał nieoczekiwanej ochoty na krewetki. Dzięki temu zwiedziliśmy pieszo całe centrum, zaliczając po drodze wszystkie atrakcje, by w końcu przycupnąć w restauracji, gdzie podawano smażone krewetki.
Dortmund kulturalnie
Zniszczenia ostatniej wojny można rozpoznać po nowoczesnej architekturze, która powstała na miejscu ruin. Zachowały się tylko pojedyncze stare budynki. Centrum Dortmundu pod odbudowie zachowało przebieg i zarys ulic sięgający średniowiecza. Ostenhellweg i Westenhellweg, dzisiejsze pasaże handlowe, to dawna droga handlowa łącząca miasta hanseatyckie Bremen i Köln.
Do atrakcji Dortmundu można zaliczyć muzeum piłki nożnej, znajdujące się naprzeciw głównego dworca kolejowego. Nie zapominajmy, że to właśnie tu, w klubie piłkarskim Borussia Dortmund rozpoczął swoją karierę Robert Lewandowski.
W poniedziałki wszystkie muzea na terenie Niemiec są nieczynne, ale swoje podwoje otwarte miał sklep dla fanów drużyny czarno-żółtych. Okazja do zakupu piłki o tych samych kolorach. Takiej nie ma nikt na placu zabaw.
Dortmund może nie zachwyca ale na pewno zaskakuje kontrastami. Przestrzeń miejska jest odważnie projektowana, by uczynić betonowe centrum miasta bardziej przyjaznym. To miejsce, podobnie jak na Górnym Śląsku było zdominowane przez przemysł ciężki, po głęboko sięgającej restrukturyzacji definiuje swoją tożsamość na nowo. Zniknęły fabryki z centrum miasta, pozostały jedynie muzea, w których możemy podążać szlakiem przemysłowym, browarniczym a nawet sportowym.
Wbrew wszelkim oczekiwaniom jest to zielone miasto, pełne parków i skwerów. „Polując na nosorożce” mieliśmy okazję zwiedzić, nie nudząc się całe centrum, łączyć elementy zabawy w miejskiej przestrzeni z poznawczym odkrywaniem kolejnych zaułków.
Zaskakujące były historie kościołów w centrum miasta m. in. Reinoldikirche, którego wieża zawaliła się podczas trzęsienia ziemi w 1661 r. Podczas drugiej wojny światowej kościół został ciężko uszkodzony. 6 października 1944 podczas czwartego nalotu dywanowego aliantów na Dortmund kościół został doszczętnie zniszczony. Pozostały tylko fragmenty ścian i prezbiterium oraz kikut wieży. Powojenna odbudowa świątyni, finansowana częściowo z ofiar, a częściowo z loterii, rozpoczęła się w 1950 i trwała sześć lat. Do odbudowy wieży wykorzystano beton, jedynie część zewnętrzną wyłożono, jak dawniej, kamieniem. Można wejść tutaj na taras widokowym i poobserwować miasto z góry.
Co jeszcze należy zobaczyć, będąc w Dortmundzie?
Fanów nowoczesnej architektury na pewno zainteresują dwa budynki: Opera Dortmundzka i Dortmundzka Sala Koncertowa.
Spośród interesujących muzeów, osobom, które ciekawe są pozytywnych rewitalizacji obiektów poprzemysłowych z XIX wieku – na pewno się spodoba się Muzeum Dziedzictwa Przemysłowego Zeche Zollern.
Reasumując – miasto jest zupełnie inne niż wyobrażenie o nim.
ZASKOCZENIE
Na Ostenhellweg naprzeciw restauracji Alex stoi budka z kebabami, a co mnie najbardziej zaskoczyło, że taką szkaradną budę ktoś pozwolił postawić przy budowli kościoła. Nie pasuje to zupełnie do otoczenia.
UWAGI PRAKTYCZNE:
Aby dostać się do centrum Dortmundu, po wyjściu z lotniska należy kierować się na prawo, gdzie znajduje się przystanek autobusowy. Linią 490 jedziemy do końca – do przystanku Aplerbeck, na którym przesiadamy się na tramwaj U47. Najlepiej już na przystanku kupić sobie w automacie biletowym bilet 90 minutowy. Bilet normalny kosztuje 2.70 euro, a dla dziecka 1.60.
Zapisz
Zapisz