To była mała wyprawa, którą zapamiętaliśmy jako „biegun zimna”.
Temperatura tego dnia oscylowała wokół -30 stopni w wyższych partiach Beskidu Żywieckiego, więc nie pozostawało nic innego jak stale być w ruchu. Nasz 3-latek chętnie korzystał z nosidełka, jednak rozsądek nakazywał dać jemu też możliwość rozgrzania się podczas ruchu.
Taki obrót sprawy nie spotkał się z jego aprobatą. Przecież na plecach taty jest najciekawiej i wszystko widać.
Nasze tempo poruszania się spadło, zamiast dotrzeć do wierzchołka, postanowiliśmy na Sokolicy podziwiać wspaniały spektakl rozgrywający się u podnóża masywu Babiej Góry.
Wędrówka na szczyt nie miała dalszego sensu. Postanowiliśmy spędzić tutaj jakiś czas i rozkoszować się widokami.
Wystarczyła chwila w bezruchu, by zacisnął się wokół nas żelazny uścisk mrozu. Wraz z chylącym się ku zachodowi słońcem, odczuwalna temperatura zaczęła gwałtownie spadać. Szybkie fotki telefonem i koniec widokowania, zatrąbiono do odwrotu.
Nasz mały wędrownik ochoczo ruszył w dół, lecz droga w śniegu bez rakiet, nie była wcale taka łatwa, mimo, że prowadziła cały czas w dół. W połowie trasy, mróz stężał na tyle, że nawet ciągły ruch nie rozgrzewał. Trzeba było przyśpieszyć zejście, na plecach taty zaczęła się dzika jazda, zbieg w dół, by jak najszybciej wydostać się z kleszczy mrozu. W głębokim śniegu udało się zadziwiająco szybko zbiec dla rozgrzewki na przełęcz Krowiarki. Tutaj czekało już auto i gorący strumień powietrza z nawiewu.
Co nam dał ten dzień? Przede wszystkim fantastyczne widoki, wspólną przygodę i potwierdzenie, że na każdą górską wycieczkę zimą trzeba być przygotowanym. W naszych plecakach zawsze znajduje się druga para rękawic, czołówki (te przy silnych mrozach nosimy blisko ciała, by chronić baterie), dla dziecka druga para ciepłych skarpet, druga warstwa ochronna ubrań na chwile postoju np. lekkie kurtki puchowe.
Obowiązuje zasada-nie znasz szlaku z przejścia latem, nie wybieraj się tam pierwszy raz zimą a tym bardziej z dzieckiem. Chodź po znanych Ci trasach, łatwiej ocenisz pokonany w czasie wędrówki dystans i podejmiesz w odpowiednim momencie decyzję o tym, czy zawrócić czy iść dalej. Zawsze pamiętaj o tym, że droga zimowa w dół, może być równie uciążliwa jak podejście. Obserwuj reakcje dziecka i pamiętaj, że w jego obecności nie obowiązują sportowe reguły. Ono wyznacza tempo i dystans do pokonania. Komunikuj jak daleko idziecie i kiedy kolejny przystanek. Rozłóż trasę na małe, łatwe do pokonania etapy. Na końcu każdego etapu podczas zimowej wędrówki należy uzupełnić płyny gorącym napojem. Dobre termosy to podstawa zimowego ekwipunku na jednodniowe eskapady w śniegu.
Możesz stosować metody motywowania dziecka do wysiłku, w postaci zachęty, ale nie przekraczaj granicy, dziecko samo nie potrafi ocenić własnych sił. Dziecko ufa Twojemu doświadczeniu i jeśli je raz zawiedziesz, drugi raz w góry z Tobą nie pójdzie. Bądź zatem mistrzem Ceremonii i panem Sytuacji.
A na koniec rzecz najważniejsza: obuwie. Żadne z modeli kupionych w zwykłych sklepach, nie spełniają wymagań wyjścia w góry, śmiem twierdzić, że nawet zimowa zabawa na podwórku w takich butach sięga limitu. Im mniejsze dziecko, tym trudniej znaleźć rozsądne rozwiązanie. Buty są często za niskie, trudne do ubrania na grubą, ciepłą skarpetę, bez wewnętrznego profilu śródstopia i bez odpowiedniej podeszwy.
Podstawowym kryterium dobrego buta jest obecność membrany jak i klejonych szwów dla zapewnienia nieprzemakalności butów. Marki outoorowe posiadają kolekcje butów typowo dziecięcych z przeznaczeniem na wędrówki w śniegu. Dodatkowo stosujemy ochraniacze przeciwśnieżne zwane także stuptutatmi (z franc. stop tout, „zatrzymaj wszystko